Tadeusz Sołtyk "Budowa Jachtów"
Przez ręce mego kolegi Kuby Zaborowskiego dostałem książkę od Gabriela Maciejewskiego. Przez cały miniony tydzień nie mogłem się od niej oderwać. Jest fascynująca. A ponieważ w dodatku sama tylko historia rękopisu to materiał na powieść sensacyjną, warta jest zainteresowania!
Napisana w 1941 r., miała pierwsze wydanie w 2016r.
Jest łącznikiem pomiędzy biblią konstruktorów z 1903r - Friedricha Ludwiga Middendorfa "Bemastung und Takelung der Schiffe" a pozycja klasyczną powojenną - "Projektowaniu i budowie jachtów" Zbigniewa Jana Milewskiego (ok. 1970r).
Przyjemność sprawia mi lektura - przez ogromną ilość praktycznej wiedzy konstruktorskiej. Raduje odgadywanie znaczeń licznych terminów, które dziś są ujęte w sztywne ramy nomenklaturowe, zaś u Sołtyka dopiero się rodzą... Podręcznik ani trochę nie jest przestarzały. Zawiera więcej, niż Milewski informacji teoretycznych, obliczeniowych. Są one aktualne do dziś, bo to przecież fizyka! Całość teorii daje światło w formie nienapuszonej i krok po kroku, na proces projektowania jachtu.
Tadeusz Sołtyk "Budowa Jachtów"; Klinika Języka; wydanie I Warszawa 2016
A oto fragmenty przedmowy napisanej przez syna - Andrzeja Sołtyka.
Tadeusz Sołtyk był przedwojennym inteligentem. [...]
Po ukończenia wydziału lotniczego został skierowany przez profesora Gustawa Mokrzyckiego do grupy inżyniera Stanisława Praussa. […] Tam, w PZL, zajmował się Karasiem i Sumem. Wolne chwile poświęcał swojej drugiej pasji - żeglarstwu. [...]
Pierwszego września [...] Pozostała walka. I tak znalazł się pod Kockiem jako dowódca plutonu. […] Potem był obóz jeniecki w Radomiu, z którego udało mu się uciec. […] Ukrył się w Berześcach koło Janowca, w majątku należącym do szkoły założonej przez dziadka Stefana Sołtyka w Radomiu.
W chwilach wolnych od prowadzenia gospodarstwa napisał książkę o tym, jak konstruować jacht. [...]
W zapisywaniu rękopisu pomagała ówczesna narzeczona Ojca, Jadwiga Krasnodębska.
A potem wybuchło Powstanie i książka wraz z ludźmi zeszła do piwnicy na Starym Mieście.
Gdy nastąpił koniec, wypędzili moją przyszłą Mamę na Podwale i pognali do Pruszkowa. Jedyną rzeczą, którą zdążyła ze sobą zabrać, był rękopis książki o jachtach.
W Pruszkowie młodych i silnych władowali do wagonów i gdzieś powieźli. Uwięzieni szybko się domyślili, że do Oświęcimia. Mama postanowiła spróbować ocalić cenny rękopis. W Radomsku wyrzuciła go pod wagon, z listem i prośbą o oddanie w ręce profesora Michalskiego. [...]
Kolejarze znaleźli zawiniątko z rękopisem i oddali.
[...]
Rękopis leżał u ojca w bibliotece przez lata. [...] trafił do mnie w 1986 roku. Zrobiłem kilka kopii i […] książka czekała na lepsze czasy, pieczołowicie opakowana, odłożona na półkę, aż do roku 2011, gdy, na skutek kryzysów gospodarczych, mój dalszy pobyt za oceanem stracił sens. I tak rękopis wrócił do Ojczyzny, gdzie udało się go przepisać w formie komputerowej.
A potem w roku 2015, w IPN na Marszałkowskiej, spotkaliśmy pana Gabriela Maciejewskiego i zaczął się nowy etap. Książka ocalała z najść sowieckich partyzantów, wydostała się z płonącej Warszawy, umknęła z transportu do Oświęcimia, przeżyła emigrację, więc niech żyje dalej jako dorobek polskiego inżyniera, który pisał ją dla Ojczyzny i własnej satysfakcji.
Andrzej Sołtyk, Warszawa, wtorek, 4 sierpnia 2015