Po piaskowaniu

Po piaskowaniu


Fot. Waldemar Rzeźnicki

Któregoś mglistego poranka zjawił się wreszcie szef firmy, która na pobliskim placu powstałym po zburzonych jednej z hal Zakładów Ursus, prowadzi jakąś gospodarkę kruszywami. Okresowo pracuje tam ciężki sprzęt - przywożą, wywożą, kruszą i Bóg wie co tam jeszcze wyczyniają z jakimś gruzem.

Kiedyś poszedłem do panów operatorów, by uwolnili nas od zalegających pod jachtem jeszcze od czasu ostatniego piaskowania big-bagów z piaskiem i zabrali je na ich plac z kruszywami.

Pan Grzegorz powiedział, że bardzo chętnie, ale lepiej, żebym zwrócił się z tym do jego szefa i podał numer telefonu. Zadzwoniłem. Bardzo uprzejmy Pan powiedział, że owszem, lecz wolałby sam zobaczyć, skąd dokąd, ile itp. Dodał, że bywa tam na placu chyba w poniedziałki rano. Przez kilka tygodni nie mogliśmy się spotkać. Wreszcie któregoś dnia, pan operator Grzegorz zwabił mnie sygnałem klaksonu - że szef był, że oglądał, że się zgodził, więc następnego dnia robimy!

Cośmy robili widać na fotografiach.

Jeden big-bag, to metr sześcienny piasku. Było ich chyba dziewięć. Każdy waży - mokry - około 1700 kg. Nie chce mi się liczyć ile by nam to zajęło czasu z łopatami i jedną taczką...

Musze podziękować i chętnie to czynię panu Grzegorzowi - ładowarka, oraz operatorowi koparki i ich Szefowi. To bardzo porządni faceci! A precyzja ich działań wzbudziła mój najwyższy podziw.

Kiedyś widziałem, jak z leża nocnego stanęła przed bramą placu koparka. Operator nie wychodząc z kabiny zamanipulował łyżką koparki tak, że najdelikatniej odhaczył zasuwkę miedzy połówkami bramy i zgrabnie odchylając kolejno jej skrzydła, wjechał... To był majstersztyk!


Maszyny operowały zza płotu naszej posesji. Koparka pełniła funkcję dźwigu. Podawała big-bagi na łyżkę ładowarki. Po wzięciu trzech worów, ładowarka odjeżdzała zrzucić piasek na pobliskim placu z kruszywami. Operacja przebiegła prawie bez zakłóceń ruchu samochdowego na naszej drodze.