Najpierw poszedł fokmaszt
Charakterystyczne na zdjęciu jest to, że dwie osoby idą w kierunku, w którym podnosi się maszt i właśnie te dwie osoby trzymają ręce w kieszeniach. Pozostałe ujęte są w pozie raczej statycznej. Przypuszczam, że te dwie osoby do ruchu zmusza adrenalina a ręce w kieszeniach mają im nadać rysu powściągliwości. Pozostałe czują pełny luz.
W jaskrawej kamizelce podąża za masztem Pan inż. Dariusz Stelmach, kierownik budowy z "UNIBEP", który podjął decyzję o użyczeniu nam dźwigu. Drugą kroczącą jest moja skromna osoba - najbardziej z prawej - która również czuje ciężar odpowiedzialności za powodzenie całej akcji... W dymnamice ruchu obu tych osób da się wyczytać różnicę wieku...
Nie oznacza to ani trochę, że pozostałym jest wszystko jedno. Przeciwnie, to oni dali cały wkład siły i umiejętności, by do postawienia masztów mogło dojść i doszło. Ich zasługą są wszystkie osiągnięcia materialne związane z budową osprzętu żaglowego. I tak mamy tu od lewej - pomijając już wymienionych - pana Stanisława Samsela, szkutnika i wolontariusza, głównego rozgrywającego przy wszystkich pracach w drewnie. Dalej stoi nasz przyjaciel Zbigniew Grzesiak, właściciel pobliskiej stolarni, kompan w naszych wycieczkach morskich. Jemu zawdzięczamy drewno na stengi i gafle oraz możliwość skorzystania z licznych narzędzi - stacjonarnych i przenośnych - stolarskich. W prawo od Zbyszka mamy chyba Sławka Michalskiego, mistrza wielu umiejętności i obecnie naczelnego spawacza. Ma papiery PRS. Obok Sławka stoi pan Michał chyba, tutaj asystent inż Stelmacha.
Na pokładzie jest "Dzidziuś" oraz pan Jerzy - specjalista od szplajsowania lin stalowych i jeszcze dwie inne osoby, których nie rozpoznaję. "Dzidziuś" czyli nasz Sylwek. Chyba najmłodszy, stąd przezwisko. Chłopak do wszystkiego. Inteligentny, sprawny, choć czasem nieusłuchany... Zbieracz wszelkich dóbr, wynalazca... Lubi chodzić własnymi ścieżkami...